czwartek, 26 września 2013

Jedzenie. Co i ile?

Wiem, dawno się nie odzywałam… Wrzesień to miesiąc w którym mam dużo pracy. Tak „wciąż” pracuję J, często słyszę to pytanie. Czuje się dobrze, nic mnie nie boli, Fasolka rozwija się prawidłowo, rośnie szybko (w ciągu ostatnich 3 tygodni zwiększyła swoja masę dwukrotnie i teraz waży już niecałe 500g J), a praca daje mi dużo pozytywnej energii , satysfakcji i uśmiechu. Oczywiście są pewne zmiany, które musiałam wprowadzić do swojego planu dnia. Wiem, że jego koniec następuje ok. 22:30 i to nieodwołalna pora na to aby pójść spać, dlatego też jak wracam z wieczornych treningów nie mam już siły aby otworzyć komputer i napisać kilka słów. Wiem też również, że jeden dzień w tygodniu musi być „weekendowy”. Zaczynam wtedy prace popołudniu, wcześniej leniuchuję J. Zazwyczaj jest to czwartek, który dziś wykorzystuje aby się do Was odezwać J

Chciałabym napisać dziś trochę o jedzeniu w ciąży. Co jeść?. Kiedy? I ile? To były pytania, które zaprzątały mi głowę od samego początku. Wiedziałam przecież, że to w jaki sposób ja będę się odżywiać ma WIELKI wpływ na to jak będzie rozwijać się Fasolka, ale również nie chciałam aby moje ciało (które i tak zmienia się z każdym dniem), już od pierwszych miesięcy pokryło się tłuszczykiem i cellulitem. Niestety powodu mieszanki hormonów jakie wydziela ciało kobiety w ciąży, cellulit jest nam w tym czasie odgórnie, biologicznie narzucony.


Początkowo połączenie tych dwóch celów wydawało mi się niemożliwe. Dziś po 5 miesiącach wiem, że czasami jest ciężko ale można J

Jedzenie. Kilka informacji.

Istnieje takie przeświadczenie, że w ciąży należy jeść więcej i to dużo więcej. Można usłyszeć: teraz musisz jeść za dwóch. Nic bardziej mylnego, nie dajmy się na to nabrać.

Owszem apetyt w tym czasie dopisuje- choć nie zawsze, szczególnie gdy jest permanentnie niedobrze i wszystko wydziela nieprzyjemny zapach ( wspominam tak pierwsze 10 tygodni J)- ale to nie oznacza, że możemy sobie pozwolić na wszystko tylko dla tego, że jesteśmy w ciąży. Nasz organizm w tym czasie wcale nie potrzebuje dużo więcej energii.

Zapotrzebowanie na kalorie w okresie ciąży
I TRYMESTR
Nie musimy nic zwiększać
II TRYMESTR
+ 360 kcal
III TRYMESTR
+475 kcal
KARMIENIE PIERSIĄ (Laktacja)
+ 500 kcal

 W przyrodzie jednak nic nie ginie, a na pewno nie energia i kalorie których zjemy za dużo odłożą się w postaci tłuszczu z którym będzie nam ciężko walczyć.

Ważne aby jeść produkty pełnowartościowe, nieprzetworzone, które zapewnią nam wszystkie niezbędne składniki pokarmowe (białko, węglowodany, tłuszcze), witaminy i mikroelementy. Nasz jadłospis opierajmy na: jajkach, mięsie, rybach (pełnowartościowe białko), białym serze, jogurtach naturalnych, owocach i warzywach (szczególnie tych sezonowych), kaszach (gryczanej, jaglanej), nasionach i orzechach oraz zdrowych tłuszczach jak oliwa z oliwek, olej lniany.

Unikajmy PRZEDE WSZYSTKIM cukru. Słodycze na które ma się dużą ochotę (ja przynajmniej mam J) są bardzo zdradliwe. Po pierwsze będzie ciężko utrzymać nam odpowiedni, zdrowy przyrost masy ciała, a po drugie w ciąży jesteśmy narażone na wystąpienie cukrzycy ciążowej. Choroba ta poza masą zagrożeń dla nas powoduje również dużo powikłań dla dzidziusia, który w nas rośnie.

Mój sposób na radzenie sobie ze słodkimi zachciankami.
KOKTAJL BANANOWO-CZEKOLADOWY Z MUSEM TRUSKAWKOWYM.

SKŁADNIKI (na 2 porcję):
KOKTAJL
- 1 duży jogurt naturalny
- 1 duży banan (2 mniejsze)
- 4 figi suszone
- garść migdałów
- łyżeczka kakao
- szczypta cynamony
- 2 łyżeczki ksylitolu (cukier z brzozy)
MUS
- ½ opakowania mrożonych truskawek
- 1-2 łyżeczki ksylitolu

SPOSÓB PRZYGOTOWANIA
Zamrożone truskawki z ksylitolem miksujemy na jednolity mus i przelewamy na dno dużych szklanek.
Jogurt z całą resztą składników również wrzucamy do blendera, miksujemy na gładką masę i przelewamy na mus.
Tak przygotowany 2 warstwowy koktajl możemy posypać migdałami.
PYCHA J 

niedziela, 15 września 2013

Wczoraj miałam „kratkę” na brzuchu, dziś jestem w ciąży.




 Ok…nie tak wczoraj, dokładnie 19 pełnych tygodni temu. Jestem prawie na półmetku.  Postanowiłam podzielić się moimi doświadczeniami z tego pięknego okresu, który – tak nawiasem mówiąc- nie zawsze był taki piękny. W sumie, to chciałam zrobić to już dawno, już na początku, tylko ciągle coś mnie powstrzymywało.

Początkowo bycie w ciąży trochę mnie przerażało. Nie do końca wiedziałam co mi teraz wolno a czego nie. Chodzi mi tutaj szczególnie o ruch i wysiłek fizyczny- jest to dla mnie bardzo ważny element życia. Sport dodaje mi energii, pomaga pozbyć się stresu, relaksuje. Wiedziałam, że ciąża to nie choroba i jeśli jest się aktywnym przed, to (jeśli nie ma żadnych przeciwwskazań) nie powinno się z aktywności rezygnować w trakcie. Musiałam jedynie dopasować poziom tej aktywności. Do tej pory moje treningi były intensywne. Lubię skoki, ćwiczenia dynamiczne, wysiłek interwałowy, wszystko co pozwoli mi się porządnie zmęczyć, a tu musiałam zacząć uważać na wszystko co w tej sferze lubię.

Drugą kwestią była kwestia odżywiania. Wiedziałam, że to w jaki sposób się odżywiam ma pozytywny wpływ na rozwój małej Fasolki. Nie jem produktów przetworzonych (gotowych dań, przetworów mlecznych, wędlin itp.) ale nie jadłam również węglowodanów pochodzenia zbożowego (chleb, ryż, płatki owsiane, kasze itp.). Jadłam za to mięso, ryby, jaja, orzechy i nasiona, warzywa i owoce. Zawsze myślałam, że opowieści o ciążowych zachciankach są delikatnie przesadzone, pierwszych 10 tygodni ciąży pokazało mi jak bardzo się myliłam…

Pierwszy trymestr, dokładnie tych pierwsze 10 tygodni pokazało mi po raz pierwszy od bardzo dawna, że to nie moje ciało ma słuchać mnie tylko to ja MUSZĘ słuchać swoje ciało. Problem intensywności treningów sam się rozwiązał, ponieważ w czasie, który zazwyczaj poświęcałam na trening, moje ciało planowało sobie drzemkę…  dwu godzinną, a jak już udało mi się np. pójść pobiegać to pętelka którą zazwyczaj pokonywałam w  45 minut zabierała mi 1h 20 minut bo bieg zmienił się w marszobieg- po każdych 500m dostawałam zadyszki.

Z jedzeniem też na początku było ciężko.  Fakt, nie wymiotowałam, ale permanentnie było mi nie dobrze, i chciało mi się rzeczy których nie jadałam już od kilku ładnych lat. Szczególnie węglowodanów i to niekoniecznie tych „dobrych”, pełnowartościowych. Było mi bardzo trudno trzymać się mojego planu żywieniowego, zdarzyło mi się kilka wpadek, a  jedna na stałe wyleczyła mnie z tego typu pokus. Paczka chipsów zjedzona na noc to nie najlepszy pomysł… na drugi dzień czułam się okropnie i wyglądałam jeszcze gorzej.

Jak już nauczyłam się odczytywać sygnały jakie wysyła mi moje ciało i wychodzić naprzeciw jego potrzebom. Jak zaczęłam ponownie czerpać radość z treningów, znalazłam metody treningowe dopasowane do moich obecnych fizycznych możliwości. Jak poukładałam swoje żywienie i znalazłam sposób na zachcianki, poczułam, że to fajny moment aby zacząć pisać bloga. Wtedy właśnie zachorowałam na ospę.
To był dla nas ciężki czas. Choroba sama w sobie to nic przyjemnego, ale to nic w porównaniu z niepokojem o to czy z Fasolką będzie wszystko dobrze. To jest temat na osobny wpis. Jesteśmy obecnie po badaniach i wszystko jest ok J

Chciałabym dzielić się tu swoimi doświadczeniami  z okresu ciąży, opowiadać o tym jak radzę sobie z dniem codziennym, pracą, domem, Partnerem. Opowiadać o tym jak motywuje się do trening i jak on teraz wygląda, jak jem i dlaczego. Pisać o tym co jest dla mnie trudne, a co przychodzi mi z łatwością. Dzielić się tym czego się nauczyłam i dowiedziałam i pytać się Was o rady.